o czym szepcze lwów

To już? Lot trwał zaledwie 30 minut. W tym czasie stewardesy w żółto-granatowych strojach zdążyły jedynie zaproponować zdrapki. Ukraina.

M. opuściła terminal. Co dalej? Jej towarzysz wskazał trolejbus, linia nr 9. Jest „na prąd”, więc pewnie jedzie do miasta. Miejscowi potwierdzili, można wsiadać. Czas zacząć przygodę i posłuchać Lwowskich Opowieści.

Niedługą podróż trolejbusem, który już dawno powinien znaleźć się w muzeum techniki, co chwilę umilał głos z sufitu: „Następna zupynka…” – i tu padała nazwa najbliższego przystanku. Minuta po minucie miasto prezentowało swoje zmienne oblicze. Najpierw za oknami przesuwały się poszarzałe bloki z cegły. Po chwili krajobraz się zmienił – pojawiły się pierwsze przedwojenne zabudowania. M. zamyśliła się. Czy skoro w Szczecinie mówi się o poniemieckich kamienicach, to czy we współczesnym Lwowie funkcjonuje termin „popolskie”?

 

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

 

Skromne domki i kamieniczki zaczęły przybierać coraz bardziej okazałe rozmiary. Za plecami toczyło się trolejbusowe życie. 5 hrywn przewędrowało z rąk do rąk przez całą długość pojazdu, by na koniec trafić do kierowcy, a następnie wrócić do swojego właściciela w postaci biletu. Nikt nie zapytał, o co chodzi z tym banknotem. To było oczywiste.

Wysiedli w sercu Wielkiego Lwowa, przy Uniwersytecie. M. i jej towarzysz nie zdążyli jeszcze spojrzeć na mapę, kiedy miła pani zapytała: „Dokąd chcecie iść? Zobaczyć katedrę? Proszę bardzo! Zawsze, kiedy widzę turystów, to pomagam im dotrzeć do celu”. Miła Pani towarzyszyła im do samego końca trasy. Przez cały czas uprzejmie zagadywała. Już prawie słodycz tęczy zdążyła zaczarować ich pierwszy dzień we Lwowie, gdy opowiadając o pięknie miasta, Pani stwierdziła, że Polska była tu tylko 20 lat… Jedynie uśmiechnęli się – zapewne jeszcze nie jedno ich zaskoczy.

Dzień był piękny. Czekał na nich cały tydzień w jeszcze nieznanym, a już bardzo lubianym mieście.

 

o czym szepcze lwów

Od czego zacząć?

Od Lwowskiej Opery! Jednej z najwspanialszych w Europie. Została wybudowana w 1901 roku. Co ciekawe, jej projekt powstał w wyniku konkursu architektonicznego, który wygrał Zygmunt Gorgolewski.
Trzeba przyznać, że obiekt robi ogromne wrażenie. Jest zlokalizowany tak, że można podziwiać go z już daleka. Prezentuje się wspaniale, a finezja detalu zachwyca. Budynek można obejść wokół kilka razy i wciąż zauważać kolejne interesujące szczegóły elewacji.

 

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

 

W środku jest równie ciekawie, co dostojnie. Wielki hol przykrywa szklany dach. Idąc głównymi schodami, dotrzemy na pierwszym poziom sali operowej. M. marzyła, żeby nie tylko zwiedzić Operę, ale też uczestniczyć w odbywającym się w niej wydarzeniu. Szczęście dopisało! To był ostatni dzień sezonu. Ubrani odświętnie, w końcu należy uszanować duchy Wielkich Artystów, udali się na spektakl.

Na wchodzącym do sali największe wrażenie robi wysoki, bogato zdobiony sufit oraz widownia z czterema poziomami balkonów. Jeśli wybierzesz pierwszy lub drugi poziom, to w udziale przypadną Ci prywatne loże. Przypominają małe pokoiki otwarte na salę. Mając odpowiednie nastawienie, można się w nich poczuć jak arystokrata z dawnych czasów 😉 Bo dziś… jedynie krzesła zgrzytają w porównaniu z wystawnym wyposażeniem teatru.

 

o czym szepcze lwów

 

Przerwy w długim spektaklu umożliwiały zwiedzanie budynku. M. była ciekawa widoku z każdego poziomu balkonów. Co się okazało? Im tańsze miejsca na widowni, tym gorsza klatka schodowa do nich prowadzi. Na najwyższy poziom nie dostaniemy się głównymi schodami z holu. Dopiero patrząc na rzuty ewakuacyjne budynku widać, że dojście na samą górę, czyli do tych najgorszych miejsc, znajduje się na tyłach obiektu. Dziś usiądziemy tam już za kilka złotych.

Opera to tylko początek, a szklany dach to niewątpliwa ozdoba wielu gmachów. Wielki Lwów to skarbiec pełen architektonicznych perełek.
Przemierzając miasto, nie można przejść obojętnie obok Uniwersytetu, budynku Poczty, Ossolineum czy Kasyna Szlacheckiego. Ale trzeba Wam wiedzieć, że Lwów lubi turystów wytrwałych. Dopiero za drugim razem Bardzo Ważny Pan Dozorca pozwolił M. rzucić okiem na wspaniały hol Uniwersytetu. Oczywiście hol miał szklany dach.

 

o czym szepcze lwów

 

Lwów szepcze po polsku. Pozostałościami przedwojennych napisów na niewyremontowanych elewacjach. Nazwiskami na Łyczakowskim cmentarzu, gdzie zechcesz się zgubić w labiryncie nagrobków i kontemplować efekt pracy przedwojennych rzemieślników, zastanawiając się, kim byli ludzie, po których zostały tak wspaniałe pomniki. M. poczuła powiew starego, polskiego Lwowa. Mijała matematyków, lekarzy, starostów. Mijała mogiły ich żon i dzieci. Zastygli w bezruchu, śpiący. Jakby życie ulic przedwojennego miasta zostało zamknięte w kapsule czasu i bezgłośnie unosi się w powietrzu. Tylko już nie na miejskim rynku…

 

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

 

Wzięli głęboki wdech. Czas wrócić do teraźniejszości, usłyszeć gwar współczesnych lwowskich ulic.

Wśród zgiełku ulicznego warto czasem zboczyć ze szlaku rodem z przewodnika. Bo miasto nagradza za ciekawość – za zniszczonymi drzwiami szarych kamienic można odkryć prawdziwe cuda. Wystarczy jedynie uchylić skrzydła bramy. A jeśli wsłuchamy się w opowieści snute przez miejskie mury, usłyszymy wiele nazwisk znanych choćby z lekcji języka polskiego: Stanisław Lem, Ignacy Łukasiewicz, Gabriela Zapolska. Rozbrzmiewają wśród pozostałości po ozdobnych posadzkach i pięknych, choć zniszczonych schodach.

M. chętnie zamieniłaby szczecińskie poniemieckie kamienice na te lwowskie, „popolskie”. Mają zdecydowanie więcej finezji. Rozmaitość zdobień, kolorów posadzek i układów klatek schodowych zachęcają do dalszej eksploracji. Dziś jeszcze do wielu z nich da się wejść bez problemu. Lecz i to pewnie niedługo się zmieni.

 

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

 

Lwów szepcze…

Czasem szept zamienia się w głośno wybrzmiewającą polszczyznę pani z małego spożywczaka. Obok niej leży wielkie liczydło mrugające ciemnymi koralikami.
Albo kierowcę Ubera, który wyśmieje Twoje próby nawiązania kontaktu w języku angielskim. I bynajmniej nie będzie chodzić o umiejętności językowe. Powie: „Weź, nie wygłupiaj się. Mów po polsku. Dokąd Was zawieść?”.

 

o czym szepcze lwów

 

Kościoły i cerkwie.

Znają niejedną historię. A mnogość tych wartych zobaczenia może stanowić temat osobnej wycieczki. Wspaniałe przykłady barokowej architektury mogą  wrażliwego widza pozostawić na dłuższą chwilę oniemiałego.

 

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

 

Niemniej, nie warto poprzestawać na kościołach, bo Lwów przy szklance kwasu chlebowego, zaprasza także na starówkę i ratuszową wieżę ze wspaniałą panoramą. Tam odkrywa swoje inne oblicze. Tam można podziwiać patchwork kolorowych dachów i zdziwić się dostrzegając Trabanta na jednym z nich. M. przypomniała sobie rodzinny samochód z dzieciństwa. Już mając 4 lata, wiedziała, że Trabant to niezwykłe auto, ale żeby mogło wdrapać się na dach? Tego nie było nawet w wyobraźni czterolatka.

 

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

o czym szepcze lwów

 

Usiedli na rynku, przy fontannie. Niedużej, ale wyglądającej szczególnie uroczo w promieniach zachodzącego słońca. Dookoła toczyło się zwykłe, miejskie życie. Dziewczynki biegały wokół fontanny. Pewna para robiła sesję zdjęciową na jej tle. Jakiś turysta wrzucił hrywnę w kierunku tryskającej wody. Po chwili do fontanny podszedł szczupły mężczyzna. W ręce miał siatkę na długim patyku i rozpoczął swój codzienny rytuał wyławiania monet. A z każdym machnięciem siatki, zabierał komuś nadzieję na powrót do miasta. Słońce zaszło.

M., jej towarzysz i Lwów dopili swoje szklanki kwasu chlebowego. Opowieść się zakończyła.  Ale… wystarczy sięgnąć po kolejną butelkę, by odkryć dalsze lwowskie historie i wspaniałości. Wracać można tu bez końca.

 

Post Author: Monika | slowcitylife

You may also like

kamienica

Życie kamienicy schodek za schodkiem

Szczecińska kamienica. Jedna z wielu, gdzie zdobiona elewacja frontowa styka

rok pandemii

Rok pandemii – nie tylko samo zło

13 marca 2020… Pamiętam dobrze ten dzień, imieniny mojej Mamy.

z małego miasta

A może ja jestem z małego miasta?

Zimowa ulica. Śnieg pod stopami skrzypi, a ja wciąż nie

Hej, Miło Cię widzieć :)

Monika Żelichowska