betonia beata chomatowska recenzja

Bloki towarzyszą mi od dziecka. Tak jak wielu z Was. Nie mogę powiedzieć, że ich nie lubię – przeciwnie – od zawsze intrygowało mnie to brzydkie piękno, zakryte czapeczką ponurej nieprzystępności. Kiedy zobaczyłam na księgarnianej półce „Betonię” Beaty Chomątowskiej, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie. I myślę, że nie tylko dla mnie, bo jest to fascynująca historia betonowych, niemych dzieci PRLu, które tak bardzo zdominowały krajobraz nie tylko polskich miast. Opowiem Wam dziś o niej.

Można powiedzieć, że „ Betonia ” (pełny tutuł: Betonia. Dom dla każdego) to biografia europejskich bloków, napisana w bardzo przyjazny sposób. Prawie 550 stron betonowej radości. Narracja prowadzona jest w ciekawy sposób: poruszając różne wątki, Autorka nie wyczerpuje od razu całego tematu – historie przeplatają się z biegiem książki. Opisywane zdarzenia wyłamują się czasem także z ram chronologii. Dzięki temu nie spodziewamy się, o czym będzie mówił kolejny rozdział i nie grozi nam nuda.

Głównymi bohaterami lektury są bloki z Polski, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Jednak biorąc do ręki ”Betonię” nie wpadamy od razu w wir PRL-owskich potyczek architektów z Władzą ludową. Najpierw poznamy historię pierwszych betonowych realizacji na terenie Europy. Dowiemy się kto dostrzegł potencjał zbrojonego betonu, gdzie powstały pierwsze obiekty w nowej technologii i jakie były reakcje społeczeństwa. Oczywiście nie była to od razu wielka płyta. Próby prefabrykacji napotykały po drodze na rozmaite problemy.

Kolejne strony opisują motywy jakimi kierowały się rządy różnych państw wracając, już po II Wojnie Światowej, do pomysłu domów z betonu i stawiając pierwsze takie budynki. Przybliżona zostaje nam też historia przekształceń konstrukcji tych domów.

 

Paradoks pierwszy: polski blok wzorcowy nie przyjeżdża ze Związku Radzieckiego. (…)

Paradoks drugi: choć wzorcowy blok typ W-70 weźmie swoją nazwę od Warszawy, gdzie go wymyślono i skąd rozprzestrzeni się po całym kraju, w stolicy nie będzie ani jednego.(…)

Trzy pierwsze prototypy W-70 stają w maju 1970 roku w Radomiu na osiedlu Nad Potokiem – przy ulicy Grzybowskiej 7 oraz Olsztyńskiej 11 i 13. Ich zdjęcia obiegają cały kraj.”

 

Książka Beaty Chomątowskiej przedstawia także historie architektów pracujących nad nowymi rozwiązaniami. Chcą jak najlepiej, ale czy zawsze im się to udaje? Jakie mają możliwości, a jakie ograniczenia? Czytając zwiedzamy osiedla Warszawy, Krakowa, Poznania, Gdańska i innych miast.

Poznamy zwykłych ludzi: Marię i Stanisława w momencie oczekiwania na swoje pierwsze M na krakowskim osiedlu Trzydziestolecia PRL. Ich historia, tak bardzo z życia wzięta, przeplata się z innymi opisanymi w książce. Tym sposobem towarzyszą nam przez cały czas, a ich problemy są bliskie większości ludzi żyjących w tamtych czasach.
Chomątowska nie ogranicza się tylko do opisów życia w polskiej rzeczywistości – dowiemy się też jak wyglądało życie w blokach np. w Berlinie. A to wszystko przeplatane intrygującymi fotografiami Krzysztofa Skłodowskiego.

 

Ślepych kuchni przestaje przybywać dopiero od 1970 roku. Anegdota brzmi następująco: żona Romana Piotrowskiego, byłego szefa Biura Ochrony Stolicy i pełnomocnika do spraw budownictwa przykładowo-oszczędnego , spotyka się z przyjaciółkami w kawiarni.

– Wreszcie nie muszę zapalać światła, żeby zobaczyć, co mam na talerzu – odzywa się jedna.

– Wreszcie pijąc kawę, mogę popatrzeć przez okno! – dołącza druga.

Tym sposobem pani Piotrowska dowiaduje się o istnieniu tak koszmarnych pomieszczeń. Wstrząśnięta, wraca do domu i pyta męża, czy słyszał o tym kuriozum.

– To moje zarządzenie – pada odpowiedź.

– Coś ty narobił?! Natychmiast je wycofaj!

 

„ Betonia ” to ponad sto lat historii betonowej architektury, anegdot i ciekawostek, strona po stronie wciągających coraz bardziej. Książka, która w całości zapewne nie będzie dla każdego, ale jej fragmenty można by czytać na głos i zainteresują całą rodzinę. Polecam każdemu! Nawet jeśli nie mieszkasz w bloku.

 

ps. A  jak już przeczytasz „Betonię” i najdzie Cię ochota na coś lżejszego, za to dalej w klimacie PRL’u – śmiało sięgaj po „Lesia”>> 🙂

Post Author: Monika | slowcitylife

You may also like

zły

„Zły” Leopolda Tyrmanda – najbardziej miejski kryminał i wehikuł czasu

Na pierwszy rzut to oka klasyczny kryminał: grupa przestępcza, tajemniczy

hygge

3 książki i 3 lekcje, czyli hygge i takie tam…

Zeszły rok był dla mnie rokiem książek. I chyba pobiłam

lesio książka joanna chmielewska

Weekend z książką #2 – Lesio

Jeśli jakąś książkę polecają Ci ludzie, z którymi zawsze bawisz

Hej, Miło Cię widzieć :)

Monika Żelichowska