Przemieszczając się ulicami naszych miast czy też wyglądając przez okno nie przywiązujemy do nich zbyt dużej uwagi. Bo są płaskie, nudne i… wysoko. Mowa o dachach – stropodachach.
Tych płaskich, znienawidzonych „wynalazkach PRLu”, których historia zaczęła się jednak dużo wcześniej. Już dziadek Le Corbusier wiele lat temu zwracał na nie szczególną uwagę. Ale nie o historii będzie mowa. Ani też o tym czy płaskie jest piękne. Skupmy się na stropodachach z jednego powodu. Mogą być zielone. I można po nich chodzić.
Będąc ostatnio na wieży katedralnej i patrząc z góry na centrum Szczecina ponownie uświadomiłam sobie jak dużą rolę mogą pełnić w mieście zadbane dachy. Bo nie jest to do końca prawdą, że dachów nie oglądamy. Faktycznie na co dzień nie rzucają się nam w oczy, szczególnie przy jednolitej zabudowie o podobnej wysokości. Lecz co z dachami przystosowanymi do użytku, zielonymi? Wyobraźcie sobie te tysiące metrów kwadratowych niewykorzystanej przestrzeni. Przestrzeni do spotkań, zaczerpnięcia powietrza, odpoczynku. Życia. Jako azyl mieszkańców czy też miejsce dla firmowych imprez.
Spójrzmy na nowy budynek biurowca Brama I. Wystarczyłby jeden bieg schodów więcej, barierka, odrobina zieleni, trochę małej architektury. Prosty przepis na zielony dach. Trochę natury i przestrzeni, w dodatku na wyłączność najemców. Taki dach w śródmiejskiej zabudowie to często jedyna możliwość, żeby zapewnić swobodny dostęp do przestrzeni i powietrza pracownikom biur mieszczących się w obiekcie. Co ważne – bez zakłóceń występujących w okolicznej przestrzeni publicznej, które na dachu mogą być ograniczone do minimum. Świetna opcja na lunchtime, miejsce skupienia, poszukiwanie energii i motywacji do pracy, czy spotkania firmowe. Przestrzeń sprzyjająca podwyższeniu wydajności i szybkości regeneracji pracowników.
Taki sam zabieg mógłby być wykonany w innych biurowcach, szczególnie w śródmieściu, gdzie często ściana zewnętrzna budynku jest jednocześnie granicą działki.
A co z budynkami mieszkalnymi? Tym bardziej! Do „studni” podwórek centrum miasta słońce ma bardzo trudny dostęp. Dach przystosowany do użytku dla mieszkańców na pewno cieszyłby się dużą popularnością. Oczywistym jest, że nie przebudujemy teraz wszystkich kamienic. Chodzi jedynie o inne spojrzenie przy projektowaniu i budowie nowych obiektów. Tym bardziej, że tkanka miejska wciąż może się poszczycić wieloma ubytkami w zabudowie, które prędzej czy później zostaną wypełnione. Bardzo łatwo sobie wyobrazić dach jako przestrzeń prywatną mieszkańców budynku, wykorzystywaną w cieplejsze dni kiedy aż chce się łapać słońce. Pomysłów na aranżację może być wiele. Począwszy od minimalistycznej trawki po wymyślne formy pięknych ogrodów. Pomiędzy są jeszcze opcje mniej zielone ale równie atrakcyjne jak boiska, siłownie na powietrzu, mini place zabaw i co tylko wymyśli ludzka wyobraźnia. Każda forma zagospodarowania zachęcająca dzieci i dorosłych do aktywności jest godna polecenia.
Kluczem jest to, aby mieć bliżej do nieba.
Oczywiście większą radochę korzystanie z dachu przyniesie w miesiącach ciepłych. Można jednak wydłużyć okres przydatności dachów dodając różnego rodzaju pergole i altany chroniące przed deszczem (czy zbyt mocnym słońcem), ochrony przed wiatrem w postaci dizajnerskich parawanów lub nawet tworzenie różnego rodzaju ogrodów zimowych. Lecz nawet bez tych dodatków trzy zimowe miesiące nie są wystarczającą wymówką dla rezygnowania z pomysłu przystosowania dachu ludziom. Przecież nikt nie rezygnuje z tworzenia parków tylko dlatego, że zimą cieszą się mniejszą popularnością, prawda?
Dachy dla ludzi, szczególnie te zielone, są także bardzo korzystne dla miejskiego ekosystemu. Dodatkowe metry kwadratowe czy nawet w dalszej perspektywie hektary powierzchni tzw. ekopozytywnej przyczyniają się do szybszego oczyszczania powietrza z pyłów i zanieczyszczeń. Jest to szczególnie istotne w rejonach o gęstszej zabudowie, gdzie obszary zajmowane przez tereny zielone są mniejsze. Należy też podkreślić właściwości izolujące zieleni na dachu. Zarówno izolacja cieplna jak i ochrona przed hałasem są na wysokim poziomie i warte rozważenia.
I na koniec. Wydaje się, że koszta przystosowania dachu są znikome, gdy się je porówna do możliwości i zalet tego typu rozwiązań. Lecz w tym wpisie nie chodzi o ekonomiczne kalkulacje, ale o przedstawienie alternatywnego myślenia. Zarówno użytkownicy jak i miasto mogą bardzo dużo zyskać. Oczywiście o wiele łatwiejsze i co za tym idzie – tańsze jest rozważanie takiego rozwiązania przy tworzeniu nowego projektu, niż późniejsze przeprojektowywanie budynków przystosowując „płaskie dachy” do użytku i zazielenienia.
Na zielony dach będący miejscem spotkań, na pewno każdy mieszkaniec zwracałby większą uwagę. W myśl pradawnej zasady używane = oglądane. I jeszcze jedno. Podziwiając miasto z góry – cóż może być lepszego niż widok zielonych dachów zamiast wszechobecnej papo-dachówki =)
Social Menu