tramwaj z czapka szczecin eksperyment tramwaj jak zacząć jeździć tramwajem

tramwaj z czapka szczecin eksperyment tramwaj jak zaczęłam jeździć tramwajem

SYTUACJA

Nie wyobrażam sobie życia poza miastem. W mieście czuję się u siebie. Swobodnie, bezpiecznie, w domu. Bliska jest mi jednak idea życia slow  (rodem z sielskiej wsi) i mądrego korzystania z miejskiego dobrobytu. Pewnie już zdążyliście zaobserwować, że całym sercem wspieram ideę zrównoważonego transportu. Uważam, że dla dobra ogółu i poprawy jakości życia w mieście wszyscy w miarę możliwości powinniśmy odstawić lub ograniczyć użycie samochodów.

Jednak przyznam się, że jeśli chodzi o wybór środków transportu, nie jestem idealnym mieszkańcem Dobrego Miasta Przyszłości. Owszem, korzystam z tramwaju i autobusu ale miewam też długie okresy czasu kiedy moje cztery literki są przyklejone do samochodu. I to całkiem dobrym klejem. Chociaż powinnam sprostować i powiedzieć: miewałam. Jak to się zmieniło? Czytajcie.

IMPULS

Końcówka lata, wrzesień. Co dzień rano wesoło jeżdżę do pracy. Mam akurat taki czas, że jeżdżę samochodem. Cieszę się, już klimatyzacji nie muszę włączać. Niby koniec lata, a aura jak przy głębokiej jesieni. Nie lubię klimy, wolę świeżą bryzę (od morza oczywiście, przecież mieszkam w Szczecinie) wpadającą przez uchylone okno.

Nagle ku wielkiemu zaskoczeniu dowiaduję się, że za klika dni zamykają jedną z głównych ulic miasta. Tą której przepustowość ma zasadniczy wpływ na długość mojej drogi do pracy. I kolejną ulicę także w centrum. I jeszcze jedną. Zasadniczo okazuje się, że jeszcze chwila i całe miasto będzie rozkopane. Nic to – myślę – milionów monet nie mam na jazdę stanie w korkach, trzeba będzie się przesiąść na miejską komunikację.

WYZWANIE

Tym sposobem chcąc, nie chcąc zostałam zmuszona do codziennej jazdy tramwajem. Trochę już odzwyczajona od autobusowo-tramwajowych dojazdów zaczęłam planować pierwszy dzień nowego bezsamochodowego tygodnia. Musiałam nieco przearanżować poranki i godziny wstawania. Mam jednak to szczęście, że moje godziny pracy są ruchome. Dzięki temu uniknęłam stresu Początkującego Podróżnika Miejską Komunikacją spóźnionego „bo tramwaj uciekł”. Stwierdziłam, że nie może być tak źle. Obliczyłam godziny do wcześniejszej pobudki, przygotowałam różowy (nie oceniać) termokubek, wpakowałam książkę do torby (bez przekonania, ale na wszelki wypadek) i z uśmiechem oraz pozytywnym nastrojem poszłam spać.

Tymczasem pierwsze tramwajowe dni okazały się nie być tak ulubione. Wszakże żaden fan długiego spania nie lubi jak mu każą wcześniej wstawać i jeszcze telepać się tramwajem. A pogoda coraz bardziej jesienna. Jednak nie było wyboru, twardo co rano pakowałam tą książkę i ten termokubek. Szłam na tramwaj.

Aż pewnego dnia, sytuacje się odwróciła. Poranki zaczęły być miłe i przyjemne. Prawie… wyczekiwane. Okazuje się, że jadąc tramwajem rzeczywiście można czytać książki (wow), dzięki czemu znacznie wzrósł wskaźnik przeczytanych w miesiącu stronic. Co więcej, nie ograniczając się tylko do przejścia od drzwi domu/pracy do tych samochodowych, spotykamy na drodze wielu ludzi. Ciekawych, inspirujących lub takich zwyczajnych. A wszyscy wpływają na nas pozytywnie, bo człowiek, nawet ten bardzo introwertyczny jest istotą społeczną i lubi obserwować ludzi.

Można na przykład idąc przez park minąć dziewczynkę na murku krzyczącą do babci: „to się dopiero nazywa życie na krawędzi”.
Z nieba, a raczej z tramwaju spadła mi także ekstra dawka ruchu. I nawet okazało się, że jadąc do pracy wolę wysiąść przystanek wcześniej, chwilę dłużej iść, bo droga jest wtedy o wiele ciekawsza.

BONUS

Okazuje się, że w przeciwieństwie do czasu spędzonego za kierownicą, tego spędzonego na dojeździe tramwajem nie mogę uznać za zmarnowany. Dojścia na i z przystanku stały się moją minimalną podstawową dawką ruchu, która codziennie wynosi 40min. A czas w tramwaju pożytkuję na czytanie lub naukę nowego języka. Czasem po prostu gapię się na ludzi. Uznam, że jest to taka alternatywna forma porannej medytacji.
Powiem więcej. kiedy remonty odeszły w zapomnienie, a ja postanowiłam odkurzyć auto, już po dwóch samochodowych dniach zaczęło mi brakować tych porannych spacerów. Jednak organizm wie co dobre.

WNIOSKI

Eksperyment, choć nie do końca rozpoczęty z mojej własnej woli, uważam za bardzo udany. Czasami trzymamy się pewnych przyzwyczajeń i z wygody lub lenistwa za nic w świecie nie chcemy ich się wyzbyć. A przecież inne nie znaczy gorsze. Czasem może być dużo lepsze.

Dziś wciąż używam auta, są dni kiedy jest ono niezbędne. Jednak staram się żeby ponad połowa moich dojazdów w tygodniu odbywała się transportem miejskim. Idzie zima, a ja dalej mam ochotę jeździć tramwajem (szczególnie kiedy trafię na świąteczny „tramwaj z czapką” ♥). Do czego zachęcam też i Was 🙂

Post Author: Monika | slowcitylife

You may also like

kamienica

Życie kamienicy schodek za schodkiem

Szczecińska kamienica. Jedna z wielu, gdzie zdobiona elewacja frontowa styka

rok pandemii

Rok pandemii – nie tylko samo zło

13 marca 2020… Pamiętam dobrze ten dzień, imieniny mojej Mamy.

z małego miasta

A może ja jestem z małego miasta?

Zimowa ulica. Śnieg pod stopami skrzypi, a ja wciąż nie

Hej, Miło Cię widzieć :)

Monika Żelichowska